"O tym jak przedszkolak został... strażakiem"
Któż nie marzył będąc dzieckiem by zostać strażakiem. Nie tylko marzył o tym Wojtek, ale także Krysia czy Zosia. I może nawet obrazić się słynny Lewandowski, ale strażak jest numer jeden. Marzenia dziecięce, jeśli w nie mocno wierzyć, często się spełniają. Tak też stało się 17 października 2014r, był wtedy piękny jesienny dzień. Przedszkolaków z Wawrzeńczyc zaprosili do siebie strażacy z OSP w Wawrzeńczycach, bo jakby powiedział Miś Uszatek nie tylko dzieci lubią strażaków, ale strażacy lubią dzieci.
Jeszcze przed wejściem do remizy donośnym klaksonem powitał nas lśniący czerwienią, piękny jak dziecięce marzenie, wóz strażacki. Do wnętrza z uśmiechem zaprosił nas prezes naszej straży, pan Artur Kasprzyk. Już od pierwszej chwili wyczuwa się niezwykłą charyzmę "przewodnika". Dzieci wsłuchują się w każde jego słowo, wydaje się, że gotowe są skoczyć za nim w przysłowiowy ogień. Na słowo zbiórka ustawiają się szybciutko w rządku i prostują prawie na baczność.
- To mój tata- z dumą szepcze mi do ucha Szymek.
Pan prezes z uśmiechem otwiera drzwi wozu:
-No dzieciaki jedziemy na akcję!
Nie trzeba dwa razy powtarzać. Przedszkolaki błyskawicznie zajmują miejsce. Niecierpliwie podskakują na siedzeniu w swej wyobraźni mknąc już na ratunek. Tak, wyobraźnia to rzecz niezbędna u każdego strażaka. Ona pozwala przewidzieć niebezpieczeństwa i pomaga im zapobiegać. Należy ją kształtować już w dzieciństwie.
Wnętrze wozu niczym bajeczny sezam zawiera prawdziwe skarby. Tyle tylko, że to niezwykłe klejnoty, bo ratujące ludzkie życie. Nożyce, przecinak, nosze dla rannych... wszystko sprytnie i wzorowo poukładane. Nieporządek strażaka może drogo kosztować.
Wysoko na półkach leżą prawdziwe strażackie kaski. Przyciągają wzrok dzieciaków jak magnes. Nasz "przewodnik" uśmiecha się tajemniczo. Chcielibyście przymierzyć? - wskazuje ręką magiczny przedmiot. Przedszkolaki prawie piszczą z radości. Kask jest może ciut za duży i swoim ciężarem prawie przechyla głowę, ale przedszkolaki uszczęśliwione dumnie próbują zadzierać ją do góry.
Strażak jest zapobiegliwy i na bieżąco uzupełnia brakujący sprzęt. Wiadomo, że nie robi się takich zakupów w naszych delikatesach, tylko w specjalnej, można by rzec "mini-sieciówce". Oglądamy niezbędne wyposażenie i specjalistyczny sprzęt. Podziwiamy stroje strażackie, choć praktyczne, są w modnym kroju. Na akcje też trzeba jechać z fasonem! Gratisowo poczęstowano nas życzliwą cierpliwością i cukierkami.
Pan prezes wciąż sprawdza zdobytą wiedzę przedszkolaków. Dzieciaki chórem odpowiadają na zadawane pytania i zaliczają mini quiz celująco.
Wchodzimy do remizy. Na stołach czekają kredki i malowanka z autem strażackim.
Kolejne zadanie dla przedszkolaków. No to do akcji!
Już lśnią czerwienią kolorowane pojazdy, już lśni czernią asfalt.
- A ja namaluję strażakom słoneczko.
- Ja narysuję psa Szarika, pomoże w akcji!
Nie koniec niespodzianek. Dzieci zaliczyły test na strażaka i w nagrodę każde dostało piękną strażacką koszulkę. I już zupełnie nie jest ważne, że wiszące kombinezony były tak duże, że można było na nie tylko popatrzeć, to nic, że do kurtki zmieściła się dopiero Michalina z Szymkiem, a kask był taki ciężki, że opadał na oczy. Koszulka ma specjalny napis i znaczek, jest śliczna i na własność. Niesiemy do przedszkola jeszcze jedną rzecz- piękna statuetkę strażaka, całą błyszczącą w zlocie niczym w płomieniach ognia.
Każdy wraca z remizy uśmiechnięty i zadowolony. Pan prezes macha nam na pożegnanie. Ja tylko zastanawiam się przez chwilę. Wydaje mi się, że ze strażackiego wozu Wojtka sprzed lat został tylko czerwony lakier...